poniedziałek, 23 maja 2016

Chapter 3

Kiedy wyszliśmy z domu, moją twarz owiał przyjemny wiatr. Poczułam miłe orzeźwienie na twarzy. Palce Dylana wślizgnęły się między moje. Starałam się mu wyrwać, ale trzymał za mocno. Jęknęłam niezadowolona i dałam sobie z tym spokój. Droga minęła nam w ciszy, aż w końcu brunet oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Staliśmy przed wielkim placem oświetlonym różnokolorowymi lampkami świątecznymi. W centrum znajdowała się ogromna choinka przystrojona światełkami, lampkami i innymi ozdobami. W około były poustawiane drewniane budki z jedzeniem, zabawkami i ciepłymi napojami. Było też lodowisko. Co chwilę ktoś się wywracał. Wśród świątecznych piosenek unosił się śmiech ludzi i zapach piernika. Atmosfera tu była tak pozytywna, że pomyślałam, że brunet tu nie pasuje ze swoim zirytowanym wyrazem twarzy. Automatycznie mój wzrok powędrował na niego. Uśmiechał się z wesołymi iskierkami w oczach, przez co i ja się uśmiechnęłam. 

-Pójdziemy pojeździć?
-Nie.
-Czemu? 
-Bo nie-burknął.
-Nie umiesz?-zapytałam niedowierzająco. 
-Nie-odparł i wywrócił oczami. 

Pociągnęłam go w stronę wypożyczalni łyżew. Jęknął niezadowolony, ale szedł za mną.

-Dzień dobry!-zawołałam entuzjastycznie, szeroko uśmiechając się do starszej kobiety. 
-Dzień dobry-odpowiedziała odwzajemniając uśmiech. 
-Poprosimy dwie pary-powiedział brunet.-42 i 37.

Kobieta skinęła głową wyraźnie zestresowana obecnością Dylana. Być może domyśliła się kim jest. Zaczęła szukać odpowiednich numerów, aż w końcu podała nam łyży. 

-Skąd wiedziałeś jaki rozmiar? -zapytałam siadając na ławce. 
-Wiem o tobie wszystko. 
-Wszystko?
-Wszystko-przytaknął.-Chcesz mnie sprawdzić? 

Ruszyliśmy na lód, a brunet cały czas kurczowo trzymał się barierki. 

-Jakie zwierze chciałam mieć od zawsze?-zadałam pierwsze pytanie.
-Tygrysa. 
-Drugie imię?
-Nie masz.

Zrobiłam naburmuszoną minę i popchnęłam go. Dylan poślizgnął się i upadł przeklinając pod nosem. Zaśmiałam się i swobodnie odjechałam dalej. Zdążyłam zrobić kilka kółek dookoła, a brunet dopiero podniósł swój tyłek z lodu. 

-Jak można nie umieć jeździć na łyżwach?-zapytałam sarkastycznie zatrzymując się obok niego. 
-Jak można być tak irytującym, hmm?

Wywróciłam oczami i znowu zrobiłam dwa kółka dookoła. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Dylana. Podnosił się właśnie z ciała jakiegoś małego, biednego dziecka i przepraszał je. Parsknęłam śmiechem na ten widok, zaraz jednak poważniejąc. Wykorzystując jego nieuwagę, zjechałam z lodowiska i pośpiesznie przebrałam się w swoje buty. Zaczęłam biec przed siebie, co jakiś czas obracając się do tyłu, żeby sprawdzić, czy O'Brien mnie nie goni. Zdyszana zatrzymałam jakąś zakochaną parę. 

-Przepraszam-wysapałam-wiecie może gdzie jest policja. 

Oboje spojrzeli na siebie w lekkim spojrzeniu. 

-Niedaleko. Prosto i trzecia ulica w lewo. Wysoki, stary budynek-powiedział chłopak.-Stało się coś?
-Tu jesteś, kochanie.-usłyszałam za plecami, w duchu modląc się, żeby nie był to O'Brien. 

Zacisnęłam powieki, kiedy silne ramię oplotło mnie w pasie. Usta dziewczyny szeroko się otworzyły, a oczy chłopaka wyrażały współczucie. Westchnęłam cicho i podziękowałam im za pomoc. Czyli raczej każdy tu wie, kim jest Dylan. O'Brien chwycił mnie za nadgarstek i lekko pociągnął do jednej z pobliskich restauracji. Usiedliśmy przy wolnym stoliku w kącie, gdzie nikt nas nie mógł zobaczyć. Ściągam kurtkę i powiesiłam ją na oparciu krzesła. Po chwili obok nas pojawił się kelner. 

-Dobry wieczór! Co mogę państwu podać?-zapytał posyłając nam uroczy uśmiech. 
-Gorącą czekoladę-odparł brunet nawet nie zaglądając w menu.-Na co masz ochotę?
-Cokolwiek-wzruszyłam ramionami.
-W takim razie dwa razy to samo.

Kelner posłusznie skinął głową i zniknął za drzwiami do kuchni. Siedzieliśmy w ciszy. Cały czas patrzyłam na swoje dłonie ukryte pod stolikiem, a brunet robił coś na telefonie. 

-Nie jesteś zły?-zapytałam przerywając ciszę. 
-Nie-powiedział bez emocji, a ja podniosłam swój wzrok na niego.-Na twoim miejscu też bym uciekał. 

Spodziewałam się wszystkiego - krzyków, bicia, szarpania, ale na pewno nie tego. Patrzyłam na niego w zdziwieniu, próbując rozgryźć jego cholerne myśli. 

-Lubię cię Alice-powiedział nagle. 
-Serio?
-Jesteś inna niż wszystkie inne-powiedział, a ja zachichotałam.
-Co masz na myśli?
-Nie masz ulubionego koloru, bo nie chcesz żadnego urazić, co jest dziwne-pokręcił głową z rozbawieniem.-A poza tym mija drugi dzień, a mi jeszcze nie udało się zaciągnąć cię do łóżka. 
-I raczej ci się nie uda-powiedziałam.

Kelner pojawił się obok nas przynosząc nam nasze zamówienia i zniknął szybko życząc nam smacznego. 

-Opowiedz mi coś o sobie-poprosiłam bruneta, wygodniej umiejscawiając się na krześle. 
-Nie ma o czym mówić. 
-Wiesz o mnie wszystko, a ja o tobie nic-naciskałam.
-A co chcesz wiedzieć?
-Wszystko-wzruszyłam ramionami.-Jak zazwyczaj spędzasz święta?
-Z Perrie i jej chłopakiem. Oglądamy jakieś filmy, nic nadzwyczajnego.
-A rodzice?
-Ojca nigdy nie ma, ale to dobrze, a moja mama nie żyje-na wspomnienie o swojej rodzicielce wyraźnie posmutniał. 

Zagryzłam policzki od środka powstrzymując się od zadania kolejnych pytań. 

-A jak jest u ciebie? Pewnie strasznie sztywno-powiedział z udawanym rozbawieniem. 
-Mama od rana gotowała i sprzątała. Tata wracał wieczorem z prezentami. Ja i mój brat ubieraliśmy choinkę, przyjeżdżali dziadkowie...-powiedziałam uśmiechając się do wspomnień. 

Byliśmy kochającą się rodziną. Zawsze mogłam liczyć na wsparcie rodziców, czy Lucasa, a Dylan to wszystko zniszczył.  

-Ile masz lat?-zapytałam z zaciekawieniem. 
-24-odparł nachylając się nade mną.-Jesteś dziewicą?

Na jego pytanie prawie spadłam z krzesła. Moje usta uformowały się na kształt litery "o". 

-Co?
-Jesteś dziewicą?-powtórzył pytanie bez najmniejszego skrępowania. 
-Następne pytanie.
-Uprawiałaś już seks? 
-Przecież znasz odpowiedź. 
-Chcę usłyszeć to od ciebie-powiedział uśmiechając się łobuzersko. 
-Nie-odparłam, starając się, aby mój głos nie zadrżał. 

Jego śmiech poszerzył się, a w oczach pojawiły figlarne iskierki. 

-Jeśli chcesz możemy to szybko zmienić.
-Dzięki, ale odmówię. Za to przez twoje łóżko przewinęła się niejedna.
-Przez grzeczność nie zaprzeczę. 

Wywróciłam teatralnie oczami na jego propozycję i wzięłam długiego łyka ciepłej czekolady. Brunet pokręcił z rozbawieniem głową i kciukiem starł wąsa znad moich ust, który powstał zapewne przy zamoczeniu moich warg w parującej cieczy. Następnie wsadził palec do buzi i lekko zassał, co było strasznie seksowne. Zrobiło mi się gorąco, a serce zaczęło bić szybciej. 

-Jutro masz urodziny-stwierdził, a ja przytaknęłam.-O czym zawsze marzyłaś?
-Żeby mieć dobrą pracę, ożenić się z kimś, kogo naprawdę kocham, mieć dwójkę dzieci, dom pełen miłości i labradora-powiedziałam, ale jak tylko usłyszałam swoje słowa, zrozumiałam, że to nie tego pragnę. 

Chciałam żyć tak, jak przed pojawieniem się Dylana w moim życiu.

-O czym myślisz?-zapytał brunet po kilku minutach ciszy. 
-O niczym-obojętnie wzruszyłam ramionami.-Po prostu zdałam sobie sprawę, że okłamuję samą siebie. Chciałabym, żeby wszystko było tak ja dawniej. 
-Ja też...
-Chodźmy już stąd-poprosiłam cicho. 

Poczułam lekkie poczucie winy. Nie powinnam rozmawiać sobie z nim od tak. Powinnam go nienawidzić za to, że zniszczył wszystko, co dla mnie ważne, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłam. Czułam, jakby coś nas łączyło. Jakbyśmy byli do siebie w jakimś stopniu podobni. Chłopak rzucił kilka banknotów na stolik i wyszliśmy. Kiedy wydychałam powietrze, w około unosiła się para. Uśmiechnęłam się szeroko, a brunet pokręcił głową z rozbawieniem. 

-Jesteś jak dziecko-powiedział, ale zaczął robić to samo co ja. 

Popchnęłam go  zaczepnie ramieniem, a on mi oddał. Szłam przodem rozglądając się na boki. Było już ciemno, ale wszystkie podwórka były oświetlone świątecznymi światełkami, które rozświetlały drogę. Nagle poczułam, jak coś małego i miękkiego uderza o moje plecy. Obróciłam się do tyłu, posyłając chłopakowi mordercze spojrzenie. 

-Kto tu jest jak dziecko?-zapytałam sarkastycznie, a on wyszczerzył swoje białe zęby w głupkowatym uśmiechu. Wzięłam trochę śniegu i ubiłam małą kulkę. Wycelowałam w Dylana, ale zdążył zrobić unik i śnieg trafił jakąś kobietę w głowę. Blondynka obróciła się w naszą stronę, a ja musiałam zasłonić usta dłonią, żeby się nie zaśmiać. 

-Co ty sobie wyobrażasz?-krzyknęła zła, podchodząc do Dylana.-Ile masz lat? Zachowujesz się jak dziecko! Powinnam powiadomić o tym policję. 

Brunet otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale kobieta już odeszła. O'Brien pożegnał ją środkowym palcem, a ja zaczęłam się śmiać. Podeszłam do niego, a jego irytacja i zażenowanie rozbawiły mnie jeszcze bardziej. 

-Chyba się nią nie przejąłeś?-zapytałam nie mogąc przestać chichotać. 
-Jestem zmęczony-mruknął wymijająco.-Wracajmy.

Bez słowa ruszyłam za nim.

-Oj no weź, uśmiechnij się!-zawołałam idąc przodem do niego. 
-Nie mam powodu do uśmiechu-odparł naburmuszony. 
-Na pewno jakieś ma...

Nagle poczułam, jak spadam w dół. Po sekundzie mój tyłek wylądował w miękkim puchu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że się przewróciłam. Dylan zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Wyciągnął rękę, pomagając mi wstać. Zaczęłam otrzepywać swój tyłek ze śniegu. 

-Może ci pomóc? 
-Spadaj!-pokazałam mu język, a on złapał mnie w pasie i przewiesił sobie przez ramię, głośno się przy tym śmiejąc. 

-Zrobiłeś to!-zawołałam zadowolona.-Uśmiechnąłeś się!

Klepnęłam go w tyłek, a on lekko podrzucił mnie.

-Uważaj bo oddam-ostrzegł. 


piątek, 13 maja 2016

Chapter 2

Nie potrafiłam złapać oddechu. Zakryłam swoje usta dłonią. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a ja nie potrafiłam ich powstrzymać. Chwiejnym krokiem podeszłam do ciała matki i upadłam na kolana. 

-Mamo...-szepnęłam gładząc jej zimny policzek. 
-Lucas cię znajdzie, a teraz musisz uciekać-powiedziała słabym głosem i zamknęła oczy. 

Podniosłam wzrok i zobaczyłam bruneta idącego w moją stronę. Czułam, jak nogi uginają się pode mną. Z wielkim trudem wstałam i powoli cofałam się do tyłu. W myślach modliłam się do Boga, żeby to wszystko okazało się koszmarem. Moje powolne szuranie nogami, zmieniło się w bieg, kiedy chłopak był coraz bliżej mnie. W końcu silne ramię oplotło mnie w pasie. Obrócił mnie przodem do siebie, patrząc prosto w moje oczy. Brunet był sporo wyższy ode mnie. Miał piękne, miodowe tęczówki, które nie wyrażały żadnych uczuć. 

-Gdzie twój ojciec?-zapytał.
-Nie wiem-mój głos zadrżał.


Zagryzłam nerwowo wargę, czekając, aż chłopak mnie puści. On jednak podniósł mnie do góry i bez najmniejszego problemu przewiesił przez swoje ramię. Zaczęłam go kopać, bić po plecach i krzyczeć, żeby mnie puścił, jednak nic to nie dawało. Wyszliśmy z domu, a moje ciało zadrżało pod wpływem zimnego powietrza. Wsadził mnie na przedni fotel swojego samochodu i zapiął mój pas bezpieczeństwa. Okrążył szybko auto dookoła, a ja nawet nie miałam szansy pomyśleć o ucieczce. Zablokował drzwi i wyciągnął z kieszeni swoich spodni telefon. Uderzył kilka razy w ekran, po czym przyłożył urządzenie do ucha. 

-Mam ją-mruknął-Co teraz?

Poczułam się, jakbym była jakąś nic nie watrą rzeczą. Spojrzałam na bruneta spod zmrużonych powiek, starając się, aby mój wzrok wyrażał jak najwięcej nienawiści. 

-Za tydzień?!-krzyknął nagle.-Mam z nią siedzieć cały jebany tydzień?! Mam lepsze rzeczy do roboty, niż spełnianie twoich chorych zachcianek! 

Zagryzł wargę, wysłuchując osoby po drugiej stronie, obdarzając mnie przy tym obojętnym wzrokiem. Rozłączył się i wściekły rzucił telefonem o tapicerkę samochodu, na co się wzdrygnęłam. 

-Czego ode mnie chcesz?-zapytałam.
-Ja? Niczego. Mój ojciec? Informacji.



☀☀☀


Nie miałam pojęcia, przez ile godzin jechaliśmy, ani gdzie jesteśmy. Całą drogę spędziliśmy milcząc. Miałam dużo czasu na przemyślenia. Dlaczego dzieje się to mi? Co takiego zrobiłam, że Bóg postanowił mnie tak ukarać? Zabrać moją matkę i przyjaciółkę... Pozbyć mnie dawnego, idealnego życia w kilka minut, zmieniając je w piekło. Próbowałam wymyślić jakiś sposób na ucieczkę, ale brunet jest ode mnie silniejszy i zapewne też szybszy. A poza tym ma przy sobie broń, więc jestem bez szans. Zrezygnowana oparłam czoło o szybę, wpatrując się w zupełną ciemność za oknem. Ulice były puste i nieoświetlone. Może zamierza zabić mnie teraz w jakimś lasie, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam samochód stał między dwoma starymi budynkami. Brunet właśnie odpinał mój pas. Kiedy zobaczył, że już nie śpię, chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął, zmuszając mnie tym samym do wyjścia z pojazdu. 

-Zostaw mnie, proszę-jęknęłam błagalnie. 

Wywrócił tylko oczami i zaciągnął mnie do jednego z bloków. Chłopak otworzył jedne z drzwi na drugim piętrze, wciąż trzymając mnie blisko siebie. Wepchnął mnie do środka mieszkania i od razu zaprowadził do sypialni. Popchnął mnie na łóżko, z szuflady przy łóżku wyciągnął kajdanki. Jedną przypiął do mojego nadgarstka, a drugą do ramy łóżka. Bez słowa wyszedł z pokoju. Westchnęłam cicho. Po moich policzkach spłynęły niekontrolowane łzy słabości i złości. Byłam cholernie wściekła. Miałam ochotę mu przywalić. Zacisnęłam pięść i mocno uderzyłam nią w ścianę. Kiedy moja dłoń zderzyła się z twardą powłoką, poczułam ogromny ból. Cicho pisnęłam, wolno poruszając palami, sprawdzając czy któryś palec nie jest złamany. Na szczęście nie był. Po chwili brunet wszedł do pokoju niosąc ze sobą apteczkę. Usiadł blisko mnie i wyciągnął z białego pudełeczka wodę utlenioną. Nalał trochę na wacik i zaczął przybliżać do mojej głowy. Odruchowo cofnęłam się. 

-Masz rozciętą głowę-mruknął z irytacją w głosie. 

Dotknęłam tyłu mojej czaszki. Pod palcami poczułam zaschniętą krew. Skrzywiłam się i niechętnie pozwoliłam oczyścić mu ranę. 

-Czego chce twój ojciec?-zapytałam przerywając niezręczną dla mnie ciszę.
-Dowiedzieć się, gdzie twój ojciec ukrył leki. 
-Jakie leki? I po co w ogóle miałby coś ukrywać?
-Dowiesz się niedługo-powiedział i wyszedł znów zostawiając mnie samą. 

Położyłam się starając zatracić się we śnie, choć nie wiem, czy miało to jakikolwiek sens, skoro za kilka godzin miał być już ranek. Przed oczami stanął mi obraz mojej martwej mamy. Jeszcze nigdy w środku mnie nie walczyło tyle emocji - złość, smutek, bezsilność i chęć zamordowania bruneta. Do moich uszu zaczęły dochodzić dziwne dźwięki. Jakaś kobieta głośno krzyczała z podniecenia. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, co dzieje się za drzwiami. Przetarłam zmęczone oczy dłonią, próbując zignorować odgłosy dzikiej orgii. 


☀☀☀


Przez całą noc nie zmrużyłam nawet oka. Siedziałam tępo wpatrując się w ścianę i zastanawiając się, jak to wszystko potoczy się dalej. Z nudów zaczęłam obgryzać paznokcie. Nie wytrzymam tygodnia siedząc tak bezczynnie. Nagle do pokoju wszedł chłopak niosąc ze sobą talerz z szklanką wypełnioną pomarańczową cieczą i miskę. Podał mi tacę i bez słowa usiadł na fotelu. Niepewnie spojrzałam na posiłek, ale postanowiłam spróbować. Szybko jednak wyplułam owsiankę z powrotem do miski. Mleko było z całą pewnością kilka dni po terminie. Brunet spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, a ja odsunęłam od siebie tacę. 

-Sam to zjedz-warknęłam. 

Wywrócił oczami i zaczął wystukiwać coś na swoim telefonie. 

-Jak spałaś?-zapytał od niechcenia. 
-Wcale. Ty i twoja panienka skutecznie mi to uniemożliwialiście. 

Na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech. Miałam ochotę zetrzeć mu go z twarzy. 

-Może następnym razem po prostu się przyłączysz?-nachylił się nade mną, patrząc prosto w moje oczy.
-Jesteś obleśny.

Z korytarza doszedł cichy dźwięk dzwonka.

-Boże co do kurwy?-mruknął pod nosem i poszedł otworzyć. 
-Byłam akurat w okolicy-usłyszałam miły, damski głos.-Jaki masz problem?
-Nie chce jeść. 
-Kto?
-Pokażę ci. 

Po chwil on i wysoka, szczupła blondynka stali obok mnie. 

-A może to reakcja na twój widok? W sumie, to się jej nie dziwię... masz okropną twarz-powiedziała rozbawiona.
-Bardzo śmieszne, Perrie-brunet wywrócił oczami.-Wychodzę, wrócę za godzinę.
-Nie śpiesz się-blondynka poklepała go po  plecach, a on w końcu wyszedł.-Jestem Perrie.
-Alice-odparłam. 
-Wyglądasz strasznie. Masz ochotę na prysznic?-zapytała, śmieszne marszcząc nos. 

Pokiwałam energicznie głową na 'tak', a Perrie odpięła kajdanki. Była miła i pogodna, rozsiewała w około siebie pozytywną aurę. 

-Pożyczę ci moje ubrania, ale niestety nie mogę zostawić cię samej-powiedziała, prowadząc mnie do łazienki. 

Westchnęłam cicho i zaczęłam się rozbierać. Blondynka obróciła się do mnie tyłem. Kiedy byłam już kompletnie naga weszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę, a po chwili małe krople wody zaczęły odbijać się od mojej skóry, rozluźniając moje spięte mięśnie. 

-Dylan nie jest złym człowiekiem-zaczęła blondynka. 

Więc ma na imię Dylan.

-Dobrzy ludzie nie zabijają innych-odparłam twardo. 
-Chyba, że nie mają innego wyboru-Perrie szepnęła ledwo słyszalnie. 

Rozsunęłam szklane drzwi i sięgnęłam po ręcznik. Dokładnie wytarłam swoje ciało i ubrałam bieliznę, a na to ubrania od blondynki. 

-Zostawię ci torbę z ubraniami pod łóżkiem-powiedziała posyłając mi szeroki uśmiech. 
-Okej.
-Masz ochotę na spaghetti? 
-Na cokolwiek jadalnego. 

Perrie uśmiechnęła się pogodnie i zaczęła wyciągać jakieś miski z szafek, wesoło przy tym nucąc. 

-Pomóc ci?
-W tamtej szufladzie powinien być makaron. Podasz mi?
-Pewnie. 

Blondynka obróciła się do mnie tyłem i zaczęła nalewać wodę do dużego garnka. Otworzyłam szafkę wskazaną przez nią. Wśród opakowań na makaron, ryż i inne tego typu rzeczy leżał pistolet. Kątem oka spojrzałam na znajomą Dylan'a, która wciąż stała odwrócona do mnie tyłem. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy chwyciłam broń w swoje ręce i szybko schowałam go za gumkę spodni. Chwyciłam makaron i podeszłam do Perrie. Trzęsącymi się dłońmi podałam jej opakowanie. 

-Wszystko w porządku?-zapytała spoglądając na mnie.
-Tak, po prostu wolę twoje towarzystwo, niż tego dupa i stresuję się tym, że zaraz wróci-odparłam zagryzając nerwowo wargę. 
-Nie przejmuj się nim. Czasami potrafi być zabawny. Możesz usiąść, dam radę sama-posłała mi uspakajający uśmiech.

Zrobiłam to, o co mnie poprosiła. Usadowiłam się wygodnie na krześle i obserwowałam, jak Perrie swobodnie porusza się po kuchni. Po chwili talerz z parującym spaghetti wylądował przede mną. Dopiero, kiedy wzięłam pierwszego kęsa, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo byłam głodna. Zjadłam wszystko, a pusty talerz odłożyłam do zmywarki. 

-Przykro mi, ale muszę znów uziemić cię przy łóżku-blondynka spojrzała na mnie współczującym wzrokiem. 

Bez słowa poszłam za nią do sypialni bruneta i dałam zapiąć sobie kajdanki. 

-Przyjdę jutro, jeśli chcesz-uśmiechnęła się zachęcająco, a ja obojętnie kiwnęłam głową na 'tak'.-Zbyt dużo to ty nie mówi, hmm?

Kiedy już miałam jej odpowiedzieć, z korytarza dobiegł głos Dylan'a. Perrie pożegnała się ze mną i wyszła. Po paru minutach w pokoju pojawił się chłopak. Ściągnął swoją koszulkę i rzucił ją na podłogę. Podszedł do szafy, wyciągając z niej świeży materiał. Zagryzłam wargę na widok jego umięśnionego, opalonego torsu. Był przystojny. Przełożył czarną bluzkę przez głowę i usiadł w fotelu. 

-Jak ci miną dzień z moją siostrą?
-Jesteście rodzeństwem? Chyba po innych ojcach-prychnęłam drwiąco. 

Brunet spuścił wzrok i cicho westchnął. Korzystając z nieuwagi bruneta, wyciągnęłam pistolet i wycelowałam w niego. Ręce trzęsły mi się z nerwów i było mi niedobrze. 

-Wypuść mnie!-zażądałam, starając się, aby mój głos był przekonujący. 

Podniósł na mnie swój znudzony wzrok i wstał wolno. Bez emocji uwolnił mój nadgarstek, a ta odrobina pewności siebie, którą przez chwilę w sobie miałam, zniknęła bez śladu. Mocno ścisnął mój nadgarstek, powodując, że pistolet wypadł z moich dłoni. Jęknęłam cicho spodziewając się siniaków tak, gdzie owinęły się jego palce. Pociągnął mnie do góry, przez co mimowolnie wstałam. 

-Kochanie, po pierwsze magazynek był pusty, a po drugie nie odważyłabyś się tego zrobić. 

Spojrzałam w jego oczy. Były rozbawione. Po raz pierwszy dostrzegłam w nich jakieś emocje. Pozytywne emocje. 

-Cholera, jak można być tak niedorzecznie przystojnym?
-Dzięki-powiedział szeroko się uśmiechając. 
-Boże, powiedziałam to na głos?-zapytałam samą siebie, uderzając się ręką w czoło.-Jestem kretynką. 
-Tak, a w dodatku jesteś strasznie zrzędliwa-wywrócił oczami i cicho zachichotał.

Popchnęłam go zaczepnie zwiększając dystans między nami. 

-Chciałbym cię gdzieś dzisiaj zabrać.

Spojrzałam na niego pytająco. 

-Niespodzianka. A teraz idę wziąć prysznic-powiedział i zniknął za drzwiami łazienki. 

Nie zapiął kajdanek? Ucieszona poderwałam się z miejsca, postanawiając się rozejrzeć po jego mieszkaniu. Sypialnię znałam już na pamięć. Wyszłam z niej i skierowałam się do kuchni. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na jej wystrój. Była duża i przestronna. Po prawej stronie od wyjścia z sypialni było ogromne okno, pod którym stał średniej wielkości stół, przy którym jadłam obiad z Perrie. Jedna ze ścian była pomalowana na czarno, a trzy pozostałe na biało. Na wprost mnie stały czarne, lakierowane meble. Srebrna lodówka, kuchenka i zmywarka dopełniały całego wystroju. Zaraz obok kuchni znajdował się salon. Ściany były jasne, ale nie białe. Duże okno, jak w kuchni i szklane drzwi na balkon. Meble wykonane były z ciemnego drewna, nad którymi wisiał duży, plazmowy telewizor. Podeszłam do jednej z półek, na której stały ramki ze zdjęciami. Na wszystkich był brunet z Perrie i jeszcze jakiś inny rudy chłopak o dziecięcej urodzie. Rudzielec na niektórych fotografiach całował siostrę Dylan'a. Jedno zdjęcie szczególnie przykuło moją uwagę. Mały Dylan był na nim z jakąś kobietą, która trzymała go w ramionach. Byli do siebie bardzo podobni. Oczy kobiety były wyblakłe i pełne smutku oraz cierpienia. Na głowie miała zawiązaną chustkę spod której ni wystawał ani jeden włos. Była bardzo chuda. Kości były wyraźnie widoczne na jej ramionach. Na twarzy chłopca widniał nieszczery uśmiech. Jego oczy były załzawione. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego oboje są tacy smutni i kim jest ta kobieta? 

-Co robisz?-zapytał Dylan pojawiając się za moimi plecami.
-Ja tylko... to twoja mama?-zapytałam trochę speszona. 
-Nie chcę o tym rozmawiać-odparł ponuro. 

Usiadł na kanapie włączając telewizor. Przysiadłam obok niego. 

-Będziesz oglądać teraz film?-zapytałam unosząc brwi w górę. 
-Jeśli ci coś nie pasuje, to możesz iść do pokoju-warknął nie odrywając wzroku od telewizora. 
-Mieliśmy gdzieś...
-Mam to w dupe!-krzyknął.-Kurwa, możesz przestać być taka upierdliwa?!

Ze zdziwienia zaniemówiłam. Dylan wstał i wyszedł na balkon, a ja równie zdenerwowana jak on, udałam się do sypialni. Usiadłam na łóżku, mocno zaciskając szczękę. Wzrokiem zabijałam ścianę przede mną. 

-Przepraszam-powiedział cicho brunet uchylając drzwi do pokoju.-Idziemy? 

☀☀☀


wtorek, 10 maja 2016

Chapter 1

Alice, będzie super-powiedziała Emma do telefonu.
-Super to będzie, jak Lucas wyjdzie w końcu z tej pieprzonej łazienki Wychodź!-krzyknęłam i uderzyłam pięścią w drzwi poganiając brata. 
-Może ktoś wpadnie ci w oko-powiedziała sugestywnie.
-Mam ważniejsze sprawy na głowie niż chłopak. To ostatnia rzecz, której teraz potrzebuję-mruknęłam przystając z nogi na nogę. 
-A poza tym nie otrząsnęłaś się jeszcze po zerwaniu z Kitem, prawda? To chciałaś powiedzieć?
-Wiesz, że to nieprawda. Rozstaliśmy się w zgodzie, pomimo tego, że mnie zdradził-powiedziałam sarkastycznie. 

Usłyszałam odgłos przekręcanego zamka w drzwiach, a po chwili w progu stanął Lucas z ręcznikiem na biodrach. 


-W końcu-mruknęłam mijając go. 



Weszłam do łazienki zamykając ją na klucz. 



-To co? Wpadnę po ciebie za 15 minut, a po drodze obgadamy szczegóły epickiej imprezy u Ted'a.

-Wiem, że ten chłopak ci się podoba...
-No więc, musisz wspomagać mnie w zdobyciu jego serca.
-Emma radzisz sobie świetnie z facetami. 
-Proszę! Obiecuję, że to ostatnia impreza na jaką cię wyciągam-powiedziała błagalnie.
-Eh, no dobra-westchnęłam. 
-Kocham cię Alice! Jesteś najlepsza! Będę zaraz pod twoim domem-krzyknęła i rozłączyła się. 
-To kochaj-mruknęłam pod nosem.


Odłożyłam telefon na szafkę, obok umywalki i ubrałam się w ciepłe ubrania. Lubię zimę, ale tylko wtedy, kiedy nie muszę wychodzić z domu. Nie mogę się doczekać wigilii... rodzice, Lucas i dziadkowie przy jednym stole, choinka, prezenty i rodzinna atmosfera. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam szybko na dół, zabierając po drodze swoją torbę i książki z mojego pokoju. 



-Wychodzę!-krzyknęłam, ale nikt mi nie odpowiedział.


Ubrałam  buty, kurtkę, szalik i wyszłam na zewnątrz. Przywitał mnie radosny uśmiech Em. 

-Hej-powiedziała.
-Cześć. 

Wolnym krokiem kierowałyśmy się w stronę szkoły. 

-Impreza zaczyna się o 20, ale jak na fajne laski przystało przyjdziemy trochę później-powiedziała Emma. 
-Trochę?-zapytałam unosząc brwi w górę. 
-Myślę o 21 ewentualnie 22.

Wywróciłam oczami.

-Tylko ładnie się ubierz. Najlepiej jakąś krótką sukienkę-powiedziała zabawnie poruszając brwiami. 
-Po co, w ogóle się ubierać, hmm? Przyjdę nago-powiedziałam, a Emma zachichotała. 
-Niektórym by się na pewno spodobało. 

Moją uwagę przyciągnął chłopak, który stał po drugiej stronie ulicy, wpatrując się wprost na mnie. Był wysoki, dobrze zbudowany, twarz miał bladą, co podkreślały jego ciemne brązowe włosy. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie stwarzał pozorów osoby, którą chciało by się spotkać w ciemnym zaułku, a wręcz przeciwnie. 

-Halo? Alice, słyszysz co mówię?-zapytała przyjaciółka machając mi ręką przed oczami.

Wzrok Emmy powędrował za moim. Jej mięśnie wyraźnie spięły się. 

-Zignoruj go-wycedziła przez zaciśnięte zęby. 
-Znasz go?-zapytałam.

Chłopak uśmiechnął się kpiąco. Wsiadł do samochodu, obok którego stał i odjechał.

-Nie-zaprzeczyła szybko-To znaczy tak, ale nie osobiście. Nie ważne, nie przejmuj się nim. Pewnie wpadłyśmy mu w oko. Wiesz co, zmieniłam zdanie. O 19 czekaj na mnie gotowa przed domem. 
-Okej-mruknęłam cicho.



☀☀☀


Stałam pod moim domem już od ponad 15 minut, trzęsąc się z zimna. W końcu czerwone, sportowe audi Emmy zatrzymało się obok mnie. 

-Kiedyś cię zabije-powiedziałam wsiadając do środka.
-Uważaj, żebym nie była pierwsza-warknęła, a w jej głosie nie było ani grama sarkazmu, ani poczucia humoru. 

Spojrzałam na nią zdziwiona, ale pozostawiłam to bez komentarza. Po niecałych 30 minutach byłyśmy na miejscu. Dom Ted'a był ogromny. W prawie każdym oknie świeciło się światło i nawet na zewnątrz dało się słyszeć głośną muzykę. Emma zaparowała na idealnie przystrzyżonym trawniku i obie wyszłyśmy z samochodu. 

-Emma!-obok nas pojawił się Ted.-Dobrze cię widzieć. Wyglądasz świetnie. Miło, że wpadłaś Alice. Wchodźcie do środka. 

Blondynka posłała chłopakowi ogromny uśmiech i ruszyliśmy za nim do domu. Niemal natychmiast po znalezieniu się w środku straciłam z oczu Emmę i Ted'a. 

-Super.-mruknęłam do siebie. 

Ludzie pili, palili, rozmawiali, tańczyli, czy też po prostu stali z boku przypatrując się wszystkiemu. Rozejrzałam się dookoła idąc w nieznanym mi kierunku. Czułam się niekomfortowo, wśród tylu nieznanych mi osób. Zatrzymałam się natrafiając na wzrok tego samego chłopaka, którego widziałam w drodze do szkoły. Znów przewiercał moje ciało swoim zimnym, pogardliwym spojrzeniem. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy wolno zaczął iść w moim kierunku. Na szczęście w porę, koło mojego boku pojawił się Liam - kolega mojego brata. 

-Alice? Nie wiedziałem, że lubisz takie imprezy-powiedział uśmiechając się. 
-Bo nie lubię, a w dodatku nikogo tu nie znam, z wyjątkiem ciebie. 
-W takim razie, może zgodzisz się w końcu zatańczyć ze mną?

Pokiwałam głową zgadzając się. Wolałam uniknąć spotkania z nieznajomym brunetem. Nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Przetańczyłam kilka piosenek w towarzystwie kolegi Lucasa i w końcu grzecznie mu podziękowałam. Postanowiłam poszukać łazienki. Kiedy wchodziłam po schodach na górę, usłyszałam czyjś głos za swoimi plecami. Odwróciłam się, by sprawdzić kto mnie woła. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, poczułam ostry ból głowy. Po chwili nie czułam już nic, ani niczego nie widziałam...



☀☀☀


Głowa strasznie mnie bolała, a skronie pulsowały. Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do światła panującego w pokoju. 

-Obudziła się-usłyszałam znajomy głos. 

Emma siedziała na łóżku, na przeciwko mnie. Poczułam ulgę widząc ją. Chciałam się poruszyć, ale nie mogłam. Moje ręce były przywiązane za oparciem krzesełka, na którym siedziałam, a usta zaklejone taśmą. Jęknęłam cicho, patrząc zdziwiona na przyjaciółkę. Ted podszedł do mnie wolnym krokiem. Jego czarne spodnie luźno zwisały na jego biodrach ukazując pasek jego bokserek i pistolet. Przełknęłam głośno ślinę. 

-Odkleję ci to, a jeśli krzykniesz, to pożałujesz-powiedział pokazując palcem na moje usta-Rozumiesz?

Pokiwałam głową na 'tak', a chłopak zdarł taśmę. 

-Teraz grzecznie mi powiedz, gdzie twój ojciec chowa te leki?-zapytał przykucając obok mnie. 
-Co?-zapytałam drżącym głosem. 

Czułam, że zaraz nie wytrzymam i łzy zaczną spływać po moich policzkach. 

-Mów!-krzyknął, a ja wystraszona lekko podskoczyłam. 
-Nie mam pojęcia o czym ty mówisz.
-Mówiłam ci, że nic nie wie. Lepiej od razu ją zabijmy. O'Brien tu jest-powiedziała Emma wstając i podchodząc bliżej. 

-Musi wiedzieć cokolwiek. Spróbujemy w inny sposób...

Wyciągnął broń i przyłożył ją do mojego czoła. Mocno zacisnęłam powieki, modląc się, żeby to był jakiś chory żart i zaraz wszyscy wybuchną śmiechem, mówiąc, że dałam się nabrać. Niestety nic takiego nie nastąpiło. 

-Zapomniałaś jak się używa języka?!

Znudzona Emma odwiązała moje ręce, a chłopak mocno pociągnął mnie za włosy zmuszając do wstania. Mocno popchnął mnie na ścianę. Upadłam, a Ted kopnął mnie w brzuch. W tym samym momencie drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem. Usłyszałam jeden wystrzał, a po chwili martwe ciało Emmy wylądowało obok mojego. Podniosłam się szybko, widząc w drzwiach chłopaka, który przypatrywał mi się na dole. Ted podszedł do niego szybkim krokiem i oboje zaczęli okładać się pięściami. Korzystając z nieuwagi oby dwóch jak najszybciej wybiegłam z budynku. Biegłam jak najszybciej potrafiłam. Moje płuca niemiłosiernie paliły, a nogi wołały o pomoc. W końcu dobiegłam do domu. Weszłam do środka zamykając dokładnie drzwi na klucz. Usiadłam na podłodze, w końcu czując się bezpieczna. Po mojej głowie chodziło tysiące pytań, bez ani jednej odpowiedzi. Kim do cholery jest ten brunet?! Emma nie żyje. Nie zdałam sobie sprawy z tego, że płaczę, dopóki nie poczułam słonych łez w moich ustach. 

-Alice?-zapytała zaspana mama.-Kochanie, co się stało?

Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. Rodzicielka podeszła do mnie i mocno przytuliła. Klamka przy drzwiach zaczęła się poruszać, a zamek cicho skrzypnął. Po chwili drewniana powłoka otworzyła się, ukazując sylwetkę bruneta. Wszystko jakby działo się w zwolnionym tempie. Mama obróciła się w moją stronę, głośno krzycząc, abym uciekała. Pokręciłam przecząco głową - nie mogłam zostawić jej samej. 

-Alice, uciekaj!

Zaczęłam wolno cofać się do tyłu. W końcu całkowicie obróciłam się do tyłu, zmuszając swoje nogi do ponownego biegu. Ciche pstryknięcie oznaczało przeładownie magazynku, po którym nastąpił głośny wystrzał. Obróciłam się do tyłu, widząc ciało mojej rodzicielki w kałuży krwi na podłodze... 


☀☀☀


Witam w pierwszym rozdziale!
 To Hell And Back uważam za oficjalnie rozpoczęte!
Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu. Jest ono zupełnie inne niż Close To Me. Pierwszy rozdział zbyt wiele nie tłumaczy, ale z każdym kolejnym będziecie wiedzieć coraz więcej, mam nadzieję.



piątek, 29 stycznia 2016

Prologue



To niesamowite, jak ludzie żyjący w około nas potrafią świetnie kłamać... 
Mnie okłamywali wszyscy - rodzice, brat, chłopak, przyjaciele... Mój świat został wywrócony do góry nogami, za sprawą jednego bruneta, o niesamowitych oczach. Kiedy sekrety wyszły na jaw, moje życie zamieniło się w piekło, nic już nie było jak dawniej. Teraz, każdy pragnie mojej śmierci...

Heroes





Alice Walker
23.12.1997




Dylan O'Brien
26.08.1991



Perrie O'Brien
12.03.1995



Thomas Sangster
16.05.1990



Lucas Walker
31.10.1991


Kit Carter 
01.09.1990