-Pójdziemy pojeździć?
-Nie.
-Czemu?
-Bo nie-burknął.
-Nie umiesz?-zapytałam niedowierzająco.
-Nie-odparł i wywrócił oczami.
Pociągnęłam go w stronę wypożyczalni łyżew. Jęknął niezadowolony, ale szedł za mną.
-Dzień dobry!-zawołałam entuzjastycznie, szeroko uśmiechając się do starszej kobiety.
-Dzień dobry-odpowiedziała odwzajemniając uśmiech.
-Poprosimy dwie pary-powiedział brunet.-42 i 37.
Kobieta skinęła głową wyraźnie zestresowana obecnością Dylana. Być może domyśliła się kim jest. Zaczęła szukać odpowiednich numerów, aż w końcu podała nam łyży.
-Skąd wiedziałeś jaki rozmiar? -zapytałam siadając na ławce.
-Wiem o tobie wszystko.
-Wszystko?
-Wszystko-przytaknął.-Chcesz mnie sprawdzić?
Ruszyliśmy na lód, a brunet cały czas kurczowo trzymał się barierki.
-Jakie zwierze chciałam mieć od zawsze?-zadałam pierwsze pytanie.
-Tygrysa.
-Drugie imię?
-Nie masz.
Zrobiłam naburmuszoną minę i popchnęłam go. Dylan poślizgnął się i upadł przeklinając pod nosem. Zaśmiałam się i swobodnie odjechałam dalej. Zdążyłam zrobić kilka kółek dookoła, a brunet dopiero podniósł swój tyłek z lodu.
-Jak można nie umieć jeździć na łyżwach?-zapytałam sarkastycznie zatrzymując się obok niego.
-Jak można być tak irytującym, hmm?
Wywróciłam oczami i znowu zrobiłam dwa kółka dookoła. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Dylana. Podnosił się właśnie z ciała jakiegoś małego, biednego dziecka i przepraszał je. Parsknęłam śmiechem na ten widok, zaraz jednak poważniejąc. Wykorzystując jego nieuwagę, zjechałam z lodowiska i pośpiesznie przebrałam się w swoje buty. Zaczęłam biec przed siebie, co jakiś czas obracając się do tyłu, żeby sprawdzić, czy O'Brien mnie nie goni. Zdyszana zatrzymałam jakąś zakochaną parę.
-Przepraszam-wysapałam-wiecie może gdzie jest policja.
Oboje spojrzeli na siebie w lekkim spojrzeniu.
-Niedaleko. Prosto i trzecia ulica w lewo. Wysoki, stary budynek-powiedział chłopak.-Stało się coś?
-Tu jesteś, kochanie.-usłyszałam za plecami, w duchu modląc się, żeby nie był to O'Brien.
Zacisnęłam powieki, kiedy silne ramię oplotło mnie w pasie. Usta dziewczyny szeroko się otworzyły, a oczy chłopaka wyrażały współczucie. Westchnęłam cicho i podziękowałam im za pomoc. Czyli raczej każdy tu wie, kim jest Dylan. O'Brien chwycił mnie za nadgarstek i lekko pociągnął do jednej z pobliskich restauracji. Usiedliśmy przy wolnym stoliku w kącie, gdzie nikt nas nie mógł zobaczyć. Ściągam kurtkę i powiesiłam ją na oparciu krzesła. Po chwili obok nas pojawił się kelner.
-Dobry wieczór! Co mogę państwu podać?-zapytał posyłając nam uroczy uśmiech.
-Gorącą czekoladę-odparł brunet nawet nie zaglądając w menu.-Na co masz ochotę?
-Cokolwiek-wzruszyłam ramionami.
-W takim razie dwa razy to samo.
Kelner posłusznie skinął głową i zniknął za drzwiami do kuchni. Siedzieliśmy w ciszy. Cały czas patrzyłam na swoje dłonie ukryte pod stolikiem, a brunet robił coś na telefonie.
-Nie jesteś zły?-zapytałam przerywając ciszę.
-Nie-powiedział bez emocji, a ja podniosłam swój wzrok na niego.-Na twoim miejscu też bym uciekał.
Spodziewałam się wszystkiego - krzyków, bicia, szarpania, ale na pewno nie tego. Patrzyłam na niego w zdziwieniu, próbując rozgryźć jego cholerne myśli.
-Lubię cię Alice-powiedział nagle.
-Serio?
-Jesteś inna niż wszystkie inne-powiedział, a ja zachichotałam.
-Co masz na myśli?
-Nie masz ulubionego koloru, bo nie chcesz żadnego urazić, co jest dziwne-pokręcił głową z rozbawieniem.-A poza tym mija drugi dzień, a mi jeszcze nie udało się zaciągnąć cię do łóżka.
-I raczej ci się nie uda-powiedziałam.
Kelner pojawił się obok nas przynosząc nam nasze zamówienia i zniknął szybko życząc nam smacznego.
-Opowiedz mi coś o sobie-poprosiłam bruneta, wygodniej umiejscawiając się na krześle.
-Nie ma o czym mówić.
-Wiesz o mnie wszystko, a ja o tobie nic-naciskałam.
-A co chcesz wiedzieć?
-Wszystko-wzruszyłam ramionami.-Jak zazwyczaj spędzasz święta?
-Z Perrie i jej chłopakiem. Oglądamy jakieś filmy, nic nadzwyczajnego.
-A rodzice?
-Ojca nigdy nie ma, ale to dobrze, a moja mama nie żyje-na wspomnienie o swojej rodzicielce wyraźnie posmutniał.
Zagryzłam policzki od środka powstrzymując się od zadania kolejnych pytań.
-A jak jest u ciebie? Pewnie strasznie sztywno-powiedział z udawanym rozbawieniem.
-Mama od rana gotowała i sprzątała. Tata wracał wieczorem z prezentami. Ja i mój brat ubieraliśmy choinkę, przyjeżdżali dziadkowie...-powiedziałam uśmiechając się do wspomnień.
Byliśmy kochającą się rodziną. Zawsze mogłam liczyć na wsparcie rodziców, czy Lucasa, a Dylan to wszystko zniszczył.
-Ile masz lat?-zapytałam z zaciekawieniem.
-24-odparł nachylając się nade mną.-Jesteś dziewicą?
Na jego pytanie prawie spadłam z krzesła. Moje usta uformowały się na kształt litery "o".
-Co?
-Jesteś dziewicą?-powtórzył pytanie bez najmniejszego skrępowania.
-Następne pytanie.
-Uprawiałaś już seks?
-Przecież znasz odpowiedź.
-Chcę usłyszeć to od ciebie-powiedział uśmiechając się łobuzersko.
-Nie-odparłam, starając się, aby mój głos nie zadrżał.
Jego śmiech poszerzył się, a w oczach pojawiły figlarne iskierki.
-Jeśli chcesz możemy to szybko zmienić.
-Dzięki, ale odmówię. Za to przez twoje łóżko przewinęła się niejedna.
-Przez grzeczność nie zaprzeczę.
Wywróciłam teatralnie oczami na jego propozycję i wzięłam długiego łyka ciepłej czekolady. Brunet pokręcił z rozbawieniem głową i kciukiem starł wąsa znad moich ust, który powstał zapewne przy zamoczeniu moich warg w parującej cieczy. Następnie wsadził palec do buzi i lekko zassał, co było strasznie seksowne. Zrobiło mi się gorąco, a serce zaczęło bić szybciej.
-Jutro masz urodziny-stwierdził, a ja przytaknęłam.-O czym zawsze marzyłaś?
-Żeby mieć dobrą pracę, ożenić się z kimś, kogo naprawdę kocham, mieć dwójkę dzieci, dom pełen miłości i labradora-powiedziałam, ale jak tylko usłyszałam swoje słowa, zrozumiałam, że to nie tego pragnę.
Chciałam żyć tak, jak przed pojawieniem się Dylana w moim życiu.
-O czym myślisz?-zapytał brunet po kilku minutach ciszy.
-O niczym-obojętnie wzruszyłam ramionami.-Po prostu zdałam sobie sprawę, że okłamuję samą siebie. Chciałabym, żeby wszystko było tak ja dawniej.
-Ja też...
-Chodźmy już stąd-poprosiłam cicho.
Poczułam lekkie poczucie winy. Nie powinnam rozmawiać sobie z nim od tak. Powinnam go nienawidzić za to, że zniszczył wszystko, co dla mnie ważne, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłam. Czułam, jakby coś nas łączyło. Jakbyśmy byli do siebie w jakimś stopniu podobni. Chłopak rzucił kilka banknotów na stolik i wyszliśmy. Kiedy wydychałam powietrze, w około unosiła się para. Uśmiechnęłam się szeroko, a brunet pokręcił głową z rozbawieniem.
-Jesteś jak dziecko-powiedział, ale zaczął robić to samo co ja.
Popchnęłam go zaczepnie ramieniem, a on mi oddał. Szłam przodem rozglądając się na boki. Było już ciemno, ale wszystkie podwórka były oświetlone świątecznymi światełkami, które rozświetlały drogę. Nagle poczułam, jak coś małego i miękkiego uderza o moje plecy. Obróciłam się do tyłu, posyłając chłopakowi mordercze spojrzenie.
-Kto tu jest jak dziecko?-zapytałam sarkastycznie, a on wyszczerzył swoje białe zęby w głupkowatym uśmiechu. Wzięłam trochę śniegu i ubiłam małą kulkę. Wycelowałam w Dylana, ale zdążył zrobić unik i śnieg trafił jakąś kobietę w głowę. Blondynka obróciła się w naszą stronę, a ja musiałam zasłonić usta dłonią, żeby się nie zaśmiać.
-Co ty sobie wyobrażasz?-krzyknęła zła, podchodząc do Dylana.-Ile masz lat? Zachowujesz się jak dziecko! Powinnam powiadomić o tym policję.
Brunet otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale kobieta już odeszła. O'Brien pożegnał ją środkowym palcem, a ja zaczęłam się śmiać. Podeszłam do niego, a jego irytacja i zażenowanie rozbawiły mnie jeszcze bardziej.
-Chyba się nią nie przejąłeś?-zapytałam nie mogąc przestać chichotać.
-Jestem zmęczony-mruknął wymijająco.-Wracajmy.
Bez słowa ruszyłam za nim.
-Oj no weź, uśmiechnij się!-zawołałam idąc przodem do niego.
-Nie mam powodu do uśmiechu-odparł naburmuszony.
-Na pewno jakieś ma...
Nagle poczułam, jak spadam w dół. Po sekundzie mój tyłek wylądował w miękkim puchu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że się przewróciłam. Dylan zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Wyciągnął rękę, pomagając mi wstać. Zaczęłam otrzepywać swój tyłek ze śniegu.
-Może ci pomóc?
-Spadaj!-pokazałam mu język, a on złapał mnie w pasie i przewiesił sobie przez ramię, głośno się przy tym śmiejąc.
-Zrobiłeś to!-zawołałam zadowolona.-Uśmiechnąłeś się!
Klepnęłam go w tyłek, a on lekko podrzucił mnie.
-Uważaj bo oddam-ostrzegł.